Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

osmarować je tym olejem, zapalić ogniem i puścić na Utykę.
Słonie, przestraszone temi żywemi płomieniami, zaczęły ueiekać. Ziemia zadrżała, rzucono na nich groty pocisków od strony barbarzyńców, a rozwścieczone zwierzęta zwracały się na swoich, uderzeniami kopyt i trąb tratując, niszcząc wszystko. Po za niemi żołnierze Spendiusa zstąpiwszy ze wzgórzy, splądrowali cały obóz punicki bez doznania oporu. Kartagińczycy zostali zduszeni przy bramie Utyki, której nie otwierano z obawy atakującego wroga.
Z nadejściem dnia ujrzano przybywającą od strony zachodniej piechotę Mathona. W tejże samej chwili ukazała się konnica, był to Harr-Havas z Numidyjczykami. Skacząc przez rowy i wąwozy, gonili oni za uciekającemi niby myśliwi za zającami.
Ta to zmiana fortuny przerwała spokój suffeta, który zaczął wołać, aby mu pomagano do wyjścia z kąpieli.
Trzej barbarzyńcy stali nieruchomi. Murzyn, ten sam, który nosił parasol w czasie bitwy nad głową Hannona, szepnął mu coś do ucha.
— To i cóż, — rzekł zwolna sufiet — lecz natychmiast przydał gwałtownie: — Zabij ich w tej chwili.
Etjopczyk wyjął z poza swej opaski długi puginał i trzy głowy spadły w momencie. Jedna z nich, skacząc między resztkami spożytej biesiady, potoczyła się do wanny z otwartemi usty i sztywnemi oczyma. Blask poranku świecił przez otwory w ścianach, a trzy ciała bluzgały krwią niby trzy fontanny, zalewając mozaikę posadzki wysypaną niebieskim proszkiem.
Suffet umaczał rękę w tej krwi gorącej jeszcze i potarł nią kolana: Było to jego lekarstwo. Wieczorem opuścił po cichu miasto wraz ze swoją eskortą,