Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tobie cały ciężar twego nierozsądku i zachcianek.
— W takim razie skompromitujesz mię.
Zaanonsowano markiza. Wzięłam robótkę i zostałam.
— Potrzebowałam mówić z panem, rzekła Cezaryna. Dziwnie pan wyglądałeś wczoraj na balu.
— Wiem o tém, ale kiedy się nie skarżę.
— To ja nie potrzebuję pana żałować? ale cóż ja sama się skarżę na rolę okrutnéj królowéj, którą mi pan odgrywać każesz. Należy zaradzić temu stanowi rzeczy, który razi mojego ojca i mnie zasmuca.
— Zaradzić byłoby bardzo łatwo.
— Zapewne, przyjmując pana jako narzeczone go, ale kiedy to być nie może.
— Więc mnie pani nie kochasz więcéj niż pierwszego dnia?
— Ależ nie, kocham pana przyjaźnią szczerą i prawdziwą; ale nie chcę być pańską żoną. Wiesz pan o tém, powiedziałam to panu ze sto razy.
— Jednakże dodawałaś pani jedno słowo, które teraz opuszczasz; mówiłaś, jeszcze nie chcę iść za mąż.
— Więc podług pana robiłam panu nadzieję?
— Bardzo małą, przyznaję; ale nie zabroniłaś mi się pani spodziewać.
— Dzisiaj zabraniam panu.
— To trochę za późno.
— Dlaczego? jakaż ofiarę zrobiłeś pan dla mnie?
Ofiarę z miłości własnéj! Zgodziłem się wy-