Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niczém.
— Doprawdy niczém? Nie wymagałbyś pan wdzięczności?
— Najmniejszéj. Nie jestem w tobie zakochany, pomimo całej twojéj piękności. Nie mam czasu na namiętność, i jeżeli mam wszystko powiedzieć, to ja nie czuję się zdolnym do namiętności, chyba w takim przypadku, żebym znalazł kobietę któréj byłbym pierwszą miłością. Podać się twéj piękności dla swojéj rozrywki, w położeniu w którém cię spotykam, wydawałoby mi się podłością, nadużyciem zaufania. Ofiaruję ci życie uczciwe ale pracowite i bardzo mozolne. Z drugiéj strony proponuję ci dobrobyt, lenistwo i hańbę. Namyśl się. Oto mój adres. Schowaj go dobrze bo nie uchylisz się od powagi matki, jeżeli się ukrywać nie będziesz. Jeżeli pokładasz we mnie ufność, przyjdziesz do mnie.
— Ależ, na Boga! zawołała drżąc cała — dla czego pan tak jesteś dobrym dla mnie?
— Dlatego, że nie dałem ci umrzéć i że obowiązkiem moim jest umożebnić ci życie.
Opuściłem ją. Nazajutrz przyszła do mnie; zaprowadziłem ją do robotnicy, która miała dać jéj przytułek i nie widziałem jéj przez dni osiem. Znalazłszy czas dla zasiągnięcia o niéj wiadomości, zastałem ją przy pracy i gospodyni bardzo ją wychwalała. Małgorzata powiedziała mi, że była szczęśliwą: a kilka miesięcy które przeszły w ten sposób, przekonały mię o dobrém jéj sumieniu dobrém prowadzeniu. Pracowała prędko i dobrze, wychodziła tylko ze swoją nową przyjaciołka i oka-