Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć.
— Ani tego co ty mówisz, moja dobra Paulino, gmatwasz się, nie możesz się połapać; aleja wiem całą, prawdę.
— Jakto! cóż ty wiesz?
— Słuchaj: nim pojechałam do lasku dla zrobienia swoich refleksyj, poznajomiłam się z piękną Małgorzatą.
— Żartujesz!
— Zobaczysz. Wiedziałam, że pan Paweł opuszczał co wieczór biuro i szedł na noc na ulicę Assas do niejakiéj pani Féron, która tam najmowała, albo też zdawało się że najmowała mieszkanie. Prócz tego wiedziałam, że twój siostrzeniec chodził tam w dzień bardzo rzadko; otóż o godzinie czwartéj ponieważ postanowiłam poznać prawdę, dzisiaj...
— Dlaczegóż dzisiaj?
— Dlatego że pan Salvioni, ten szlachcic włoski, który chodzi za mną wszędzie, a którego ciocia Helmina proteguje, oświadczył mi się wczoraj w Operze, w sposób bardzo naglący, podczas baletu w Nieméj. Bardzo jest piękny ten potomek Strozzich. Ma dowcip, poezye i akcencik wcale przyjemny. Podobałby mi się, gdybym go kochać mogła; ale pomyślałam jeszcze o twoim siostrzeńcu i obiecałam dać wyraźną odpowiedź na trzeci dzień to jest jutro. Dzisiaj więc potrzeba mi było wiedzieć, czyś mi nie opowiedziała czasem bajeczki do snu. Zapytałam tedy stróża o panią Féron; wprowadzono mię do ciupki dosyć czystéj, gdzie gruby berbeć wrzeszczał na kolanach jakiegoś do-