Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko ostrzej odemnie. Ty chcesz, żebym ja kochała tego pół-dzikiego, przebranego za paladyna, którego zaślubiłam po to, ażeby pokazać Pawłowi, że u mnie zmysłów nie ma. Gdybym kochała tego Rivonnière’a, który pomimo swych pięknych manier i pięknego wychowania, jest na drugiej drabinie społecznéj, pendantem do prostéj Małgorzaty; byłabym na prawdę spodloną; ale ja nie mam upodobania w rzeczach poziomych: kocham męża, tak jak Paweł kocha żonę. Są to dwa indywidua z innéj odmiany rodu ludzkiego niż ta, do której my należemy. Zewnętrzne konwenanse zmusiły nas do przypuszczenia ich do naszéj spółki w pewnych granicach; on po to ażeby miał dzieci, ja zaś ażeby ich nie mieć wcale. To co im winniśmy, jest zupełnie przeciwném miłości. Paweł winien ojcowstwo, a ja dziewictwo. Dla czegóżby on miał cierpieć z powodu mojéj neutralności, kiedy dla mnie jest to rzeczą obojętną, że on będzie rodzicielem z inną. Naszym węzłem jest umysłowość, naszém braterstwem, myśl — naszą miłością, ideał. Kochamy się, a ty nic na to poradzić nie możesz. Powiedz mu teraz wszystko, co niezręczna roztropność twoja podda ci przeciwko mnie, nie uwierzy ci, nie zrozumie cię nawet; spróbuj, zgadzam się, opuść mnie, idź żyć razem z nim, mówiąc że czujesz wstręt do mojéj przewrotności. Przyjmie cię z otwartemi ramionami, ale o każdéj godzinie w jego posmutniałych oczach, będziesz mogła wyczytać tę uwagę: moja biedna ciocia jest szaloną, bo mi wkłada na barki dwie chore do pielęgnowania!