Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w tym samym czasie kiedy przyjazny uśmiech inkrustował się na jéj ustach, wzbierał ponury ogień w jéj oczach, a zazdrość pożerała tę pierś kamienną; drżałam o Małgorzatę.
Zdawało mi się również, że i Małgorzata to spostrzegła, i że nie mogła przenieść na sobie, ażeby nie być z tego zadowoloną. Objad był smutny, chociaż niekiedy Piotruś, sprawujący się bardzo grzecznie i zaczynający już szczebiotać, potrafił nam czoła rozmarszczyć. Paweł byłby chętnie wesołym, gdyby nie widział tak dziwnego roztargnienia Cezaryny, że starał się dobadać przyczyny i czuł się sam niespokojnym, nic wiedząc dla czego. Kiedyśmy wstali od stołu, zapytał mię po cichu, czy Cezaryna nie miała jakiego powodu do smutku. Lękał się, czy sąd o jéj książce wydany i tak dobrze przyjęty z początku, nie odebrał jéj, po namyśle, pewnéj dozy odwagi. Cezaryna słyszała wszystko oczyma; chociażby mówiono jak najciszej, wiedziała o co chodziło.
— Uważasz pan, że jestem smutną — powiedziała, nie dając mu czasu na odpowiedź, — przepraszam za to Małgorzatę, którą chciałabym była przyjąć jak najlepiéj, ale jestem bardzo wzburzona; właśnie co otrzymałam bardzo złe wiadomości o markizie de Rivonnière.
Ponieważ nic mi o tém poprzednio nie mówiła, sądziłam że zaimprowizowała ten pozór. Ostatni list pana de Valboune do pana Dietricha nie był téj natury, ażeby mógł sprawić bezpośredni niepokój. Zwróciłam na to uwagę. Odpowiedź jéj zamy-