Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego protekcyę. A więc nie zrozumiałaś, kochana, że nie chciałem zależéć od człowieka, który ciebie trzymał w zależności od siebie? że nie chciałem wystawić cię na zniesienie jakiejkolwiek nieprzyjemności przez poświęcenie dla mnie? Jeżeli na jego zaproszenie za twojém pośrednictwem, ażebym wziął udział w jego małych zebraniach rodzinnych, odpowiedziałem, że nie mam czasu; to dlatego tak postąpiłem, że wiedząc o większéj lub mniejszjé zależności wszystkich zaproszonych od p. Dietricha, nie chciałem tam pomimowoli nawet wnosić uczucia niezależności, któreby mogło się n p. wyrazić w jakiejś nieznośnej dla nich szczerości. A ty, droga ciociu, byłabyś odpowiedzialną za moją impertynencyę! Ależ tego również sobie nie życzę.
„Zostańmy więc jak jesteśmy: co do mnie, jestem dłużnikiem twoim na wieki. Napróżno chciałbym oddać ci pieniądze, któreś na mnie wydała; nic nie zdoła opłacić twoich czułych względem mnie staran, twojéj miłości macierzyńskiéj; nic, chyba moje przywiązanie, które tak jest wielkiém, jak go serce tylko moje objąć może. Ty zostaniesz matką moją, ale nigdy już kasyerem moim nie będziesz. Chcę ażebyś mogła znaleźć wolność bezwzględną bez obawy nędzy, i żebyś ani godziny nie potrzebowała przepędzić w domu obcym, jeżeli godziny téj z przyjemnością przebyćbyś nie mogła.
„Tak ciociu, niech to będzie powiedzianém raz na zawsze! Ostatnią razą widziałem cię w nicowanéj sukience, która nie była godną atłasowych obić pałacu Dietrichów. Pomyślałem wtedy: Cio-