Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wcale nie, ale możnaby się omylić. Cezaryna źle pisała kiedym tu przybyła. Moje pismo podobało się jéj, to też tak długo je kopiowała, że potrafiła je wreszcie doskonale naśladować.
— A więc to istotnie ona naznaczyła mi tę schadzkę, albo raczéj przysłała ten pozew, żebym się przed jéj kratkami stawił. Nie domyślałem się tego, sądziłem, że ty masz mi coś ważnego i nagłego powiedzieć. Rzuciłem okrycie, które już w ręku trzymałem i przybiegłem. Siedziała na téj kanapie, ciskając wachlarzem błyskawice w błękitną ciemność téj opony liściowéj. Nie mam dobrego wzroku, poznałem ją dopiero wtedy, kiedy mi dała znak, żebym usiadł przy niéj, w głębi tego łuku, mówiąc mi tonem swobodnym: „Jeżeli ktoś nadejdzie, pan przejdziesz tędy a ja tamtędy; nie jest to przyjętém, żeby młoda panna siedziała tak sam na sam z młodym mężczyzną; zganionoby mię. Ja wcale sobie tego nie ganię i to mi wystarcza. Posłuchaj mię pan; wiem że pan mnie nie lubisz, a ja chcę pańskiéj przyjaźni. Nie odejdę, dopóki mi pan jéj nie przyrzekniesz”. Zaskoczony takim wystąpieniem, ale nie wierząc jeszcze w tak małą zalotność, odpowiedziałem, że nie mogę lubić nikogo nie znając, go i że nie mogąc jej poznać nie mogą jéj lubić.
— A dla czegóż nie możesz mnie pan poznać?
— Dla tego, że nie mam na to czasu.
— Więc pan sądzisz, że to potrwałoby długo?
— Prawdopodobnie. Nic nie wiem o téj rzeczy,