Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, już zgoda; wierzajcie mi, ze tak lepiej.
A ręce, chwilowo zjednoczone, natychmiast się rozłączyły. Julian, nie śmiejąc uściskać Janiny, ucałował w czoło teściową, okręcił się na piętach, ujął pod ramię barona, zupełnie bezwolnego i w głębi duszy szczęśliwego, że sprawa dała się w ten sposób załatwić, i obaj wyszli na cygaro.
Po ich wyjściu chora wycieńczona zasnęła, gdy ksiądz z mateczką gawędzili głosem przyciszonym.
Ksiądz mówił, tłómaczył, wyłuszcząjąc swe myśli, a baronowa stale potakiwała ruchem głowy. Nakoniec zakonkludował:
— A zatem ułożone; da pani tej dziewczynnie folwark Barville, a ja się już podejmę wyszukać męża, porządnego chłopca, statecznego. Och! z majątkiem wartości dwudziestu tysięcy franków, znajdzie dość amatorów. Będziemy raczej mieć kłopot z dokonaniem wyboru.
A baronowa się uśmiechała, szczęśliwa, z dwiema łzami zastygłemi w pośrodku policzków, na których już jednak obeschły ślady wilgotne.
Potwierdziła:
— Ułożone; Barville warte na ślepo dwadzieścia tysięcy, lecz majątek będzie zapisany na dziecko; rodzice będą mieć tylko dożywocie.
A proboszcz wstał i uścisnął rękę mateczki.