Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W tem przeszyła ją myśl okrutna:
— Gdyby tak mateczka nie była martwa, a tylko w śnie letargicznym pogrążona, gdyby nagle dźwignęła się i przemówiła? Czy odkrycie strasznej tajemnicy nie osłabiłoby jej miłości? Czy mogłaby, jak przedtem, zbożnie całować jej usta? I kochać ją temsamem uczuciem czystem, świętem? Nie! Niemożliwe! I myśl ta rozdzierała jej serce.
Noc bladła, gwiazdy dogasały; nadchodziła chłodna godzina świtu. Księżyc, zsunąwszy się na skraj nieboskłonu, miał lada chwila zsunąć się w morze, którego całą powierzchnię perłowem wygładzał lśnieniem.
W okamgnieniu odżyło w Janinie wspomnienie owej pierwszej nocy, spędzonej przy oknie, po przybyciu z klasztoru do Peuples. — Jakież to wszystko odległe, zmienione, jak przyszłość wydawała się jej wówczas zgoła odmienną!
A oto niebo zaczyna przybierać barwę różową, radosną, zakochaną, czarowną. Stała zdumiona, jakby wobec nieznanego dotąd zjawiska, zapatrzona w ten promienny rozbłysk dnia, zadając sobie pytanie, czy możliwem jest, by na ziemi, gdzie podobne wstają zorze, nie było radości, ni szczęścia.
Szelest u drzwi wstrząsnął nią od stóp do głowy.