Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się nieraz daleko wzdłuż folwarków, opanowana przez pewnego rodzaju gorączkę żalu.
Widok stokrotki ukrytej w kępie trawy, promień słońca ześlizgujący się po liściach, drobna kałuża odbijająca błękit nieba, wzruszały ją, rozczulały, poruszały do głębi, budząc w niej wrażenia dawne, niby echa uczuć, które przeżywała, jako młoda dziewczyna, gdy przebiegała wieś, snując marzenia.
Tesame przeżywała wzruszenia, tejsamej zaznawała słodyczy i oszałamiającego upojenia dni słonecznych, kiedy wyczekiwała przyszłości. Wszystko to odżyło w niej teraz, gdy przyszłość była już dla niej zamkniętą. W głębi serca sprawiało jej to jeszcze przyjemność, lecz równocześnie zadawało cierpienie, jak gdyby radość wieczysta świata zmartwychwstającego przenikając jej zasuszoną skórę, oziębłą krew, duszę zgnębioną, nie mogła już w niej rozniecić nic innego prócz słabego, bolesnego odblasku.
Zdawało jej się przytem, że wszystko wokół niej uległo pewnej zmianie. Słońce musi chyba być trochę mniej gorące niż za czasów jej młodości, niebo trochę mniej błękitne, trawa trochę mniej zielona; a kwiaty bledsze i mniej wonne, nie upajały jej już tak mocno.
Jednakowoż bywały dnie, kiedy błogość istnienia przenikała ją tak silnie, że znów zaczynała marzyć, spodziewać się, oczekiwać; bo