Przejdź do zawartości

Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Moja łódka wlokła się uczepiona gondoli, za nami. Przed małą furtką M. M. wysiada szepcząc mi: — Nocuj w pałacu i znika. Rada była dobra to też usłuchałem jej i znużony spałem aż do rana. Mimo taką przygodę widywaliśmy się co tygodnia. Nad głowami naszemi jednak zawisł miecz Damoklesa, bo gdyby de Bernis nie powrócił do Wenecji, to odwoła swoich ludzi i nie będziemy mieli pałacu. Obawy nasze się sprawdziły, de Bernis nie powracał, polecił przeto sprzedać swój pałac. Pieniądze zań uzyskane miały przypaść M. M. Tak się też stało. M. M. uzyskała dwa tysiące cekinów i klejnoty. Widywaliśmy się u kraty. Lecz pożerała ją tęsknota i żal za straconą swobodą. Twarz jej nosiła już na sobie piętno śmiertelnej choroby. Oddała mi szkatułkę z brylantami i złotem, wszystkie swe książki i listy. Miałem to wszystko zachować na wypadek jej śmierci. Rozpływałem się we łzach, ubóstwiałem ją przecież. Przyrzekłem zamieszkać w Murano, aby być bliżej mej ukochanej. Laura znalazła mi ładny apartamencik, a ponieważ prosiłem ją także o zarządczynię domu, przysłała mi swoją córkę Tonię. Oddany mej boleści nie zauważyłem, że to śliczna dziewczyna. Kiedy to spotrzegłem chciałem ją natychmiast oddalić. W parę dni potem dowiedziałem się, że M. M. umiera. Byłem na poły nieprzytomny z boleści, napisałem do C. C. aby powiedziała mej ukochanej, że jeżeli chodzi jej o moje życie, to musi mi przyrzec, że zgodzi się na porwanie z klasztoru jak tylko wyzdrowieje. C. C. doniosła mi, że M. M. popadła w delirium, które trwało trzy dni. Potem oprzytomniała i prosiła swą przyjaciółkę, aby mi napisała, iż zgadza się na porwanie. Zapewniłem ją, że trwam w mem postanowieniu. Tak więc zwodziliśmy się nawzajem w uczciwy sposób i wyzdrowieliśmy.
Tymczasem piękna Tonia była wciąż u mnie. Służyła mi z całem oddaniem się. Byłem jej wdzięczny, lecz nawet nie pocałowałem jej nigdy. Nie przyszło to bez walki lecz dumny byłem z odniesionego zwycięstwa. Pewnego dnia udałem się do Wenecji do mego opiekuna. W powrotnej drodze schwycił mnie deszcz, tak, że zmokłem zupełnie. Wchodzę do mego domu, ciemno jest na schodach i w przedsionku. Tonią położyła się spać. Pukam i budzę ją ze snu, otwiera mi w koszulce. Każę zapalić światło. Tonia wybucha śmiechem, widząc mnie tak zmoczonego. Poczyna mnie ocierać i czesać. Lekka osłona koszulki nie kryje jej wdzięków. Poczynam płonąć. Tonia to przeczuwa, rumieni się i jest coraz powabniejsza.