Przejdź do zawartości

Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powoli ukazywali się inni goście, byli to Francuzi i Hiszpanie. Koncert rozpoczął się wspaniałą symfonią, poczem śpiewacy odśpiewali duet z artystycznym smakiem i z niepospolitym talentem. Po nich zachwycał nas uczeń słynnego wiolonczelisty Vandiniego, swą grą mistrzowską. Oklaski nie przebrzmiały jeszcze, gdy Henryka zbliża się do młodego artysty z powinszowaniami i prosi, aby pozwolił jej zająć jego miejsce. Siada, bierze wiolenczelę, daje znak orkiestrze, aby poczęła i płyną dźwięki przepiękne. Serce bije mi tak silnie, że prawie tracę przytomność, drżę cały. A kiedy zagrzmiały rzęsiste oklaski wpadam w podniecenie, trudne do opisania. Henryka jest także widocznie pod wrażeniem. Uciekłem do ogrodu, aby się tam wypłakać. — Kim jest ta Henryka? — pytałem się samego siebie ze łzami rozczulenia. — Kim jest ta Henryka, ten klejnot nad klejnotami? I byłbym tak długo rozmyślał, gdyby mnie Dubois nie odszukał i nie uprowadził ze sobą. Podano właśnie kolację wyszukaną i wyborną. Siedziałem naprzeciw Henryki, która zwracała na siebie wszystkie spojrzenia. Rozmowa jej zwracała się kolejno to w tę, to w ową stronę, a zawsze czarująca dowcipem i niepospolitością umysłu. Nareszcie poczęto mówić o muzyce. Któryś z panów zapytał Henrykę, czy gra jeszcze na innym instrumencie prócz wiolonczeli? — Nie, tylko na wiolonczeli, ten instrument zachwycał mnie zawsze. Uczyłam się grać w klasztorze, na życzenie mojej matki, bardzo w muzyce zamiłowanej. Po kilku jeszcze chwilach, Henryka zrobiła gest, jak gdyby chciała dziękować za towarzystwo, wszyscy powstali zaraz i poczęli się żegnać. Tęskniłem, aby zostać z nią sam na sam. — Droga przyjaciółko, sądzę, że poczęto mnie nienawidzieć z zazdrości. Nie masz pojęcia, co się ze mną działo, kiedy ujęłaś wiolonczelę, z początku myślałem, że cię szaleństwo napadło, a potem ten zachwyt, gdy usłyszałem twą grę! Zaklinam cię, powiedz, jakie jeszcze masz talenta, abym był przygotowany na takie cudowne niespodzianki. — Żadnych moje kochanie. Wypróżniłam odrazu mój skarbiec. Zaraz nazajutrz kupiłem dla Henryki wyborną wiolonczelę i była ona źródłem nowych rozkoszy. Chciałem, aby Henryka koncertowała, lecz ona była za rozsądna, aby się na to zgodzić. Lecz mimo jej rozumu, nie mogliśmy powstrzymać biegu losu, który nas czekał.
Pewnego dnia przyszedł Dubois podziękować nam za wizytę i w zamian otrzymać parę komplimentów. — Jakże mi będzie trudno — zwrócił się do Henryki — powstrzymać tych, co pragną