Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dnia zastałem już pana de Bernis przedemną na miejscu, niedługo potem nadeszły nasze przyjaciółki. C. C. była bardzo zdziwiona widząc jeszcze jakiegoś mężczyznę oprócz mnie, lecz ochłonęła prędko z pierwszego wrażenia i dosyć gładką francuszczyzną odpowiedziała na skierowany ku niej komplement. Była zachwycająca ze swem spojrzeniem zarazem skromnem a żywem. Poseł był bardzo zainteresowany i któż pojmie serce ludzkie, byłem z tego zadowolony, drżąc zarazem, aby się w niej nie zakochał. Podczas iście królewskiej biesiady, de Bernis oddał się na usługi C. C. Przepędziliśmy parę godzin wśród wytwornej pogadanki ożywionej dowcipem. C. C. miała uradowaną minkę. Po północy rozstaliśmy się.
Nazajutrz myślałem wiele o tej naszej kolacji i doszedłem do wyniku, że poseł zawdzięcza swe szczęście do kobiet swej umiejętności przecukrzania efektów, a iż z natury był lubieżny umiał przeto wzbudzać chęci i dobywał z nich roskosze, godne jego wybrednego odczuwania. Wiedziałem, że zakochał się śmiertelnie w C. C. Nie był to jednak człowiek, który zadowoliłby się patrzeniem w jej piękne oczy. Z pewnością uknuł jakiś plan a M. M. mimo swą prawość kieruje jego wykonaniem. Moja biedna C. C. miała zatem paść ofiarą kuglarskiej sztuczki. Nie podejrzywałem jej zresztą o przychylanie się do takiej i ta myśl ukołysała mnie do snu. Lecz cała ta intryga wzbudzała we mnie gorączkę, musiałem jednak zdać się na los i czekać, co z tego wyniknie. W oznaczonej porze pojawiłem się w pałacu i zastałem obie panie przy ogniu kominka. Zdejmuję płaszcz i maskę i obdarzam obie piękne równą ilością pocałunków, aby żadnej nie okazać pierwszeństwa. Godzina upłynęła wrśród dwornych grzeczności a chociaż paliła mnie żądza, nie dozwoliłem sobie na jej zadowolenie. M. M. pociągała mnie więcej, lecz czyż mogłem obrazić uroczą C. C.? Wtem doręczają nam bilecik od pana de Bernis. Pisze, że dzisiaj przyjść nie może, lecz ma nadzieję znaleźć się w piątek w tem samem towarzystwie. — Co ci jest miła C. C.? — spytałem, widząc jej zasmucone oczy. — Jeżeli jestem smutna, to tylko z powodu mej przyjaciółki. Nigdy w życiu bowiem nie widziałam tak miłego człowieka. — Powiedz mi, czy go kochasz? — Gdybym go kochała, to przecież bym tego nie powiedziała. Zresztą jestem przekonana, że on moją przyjaciółkę kocha. Po tych słowach usiadła jej na kolana i poczęły się całować. Mnie zaś objęły takie ognie, że chwytałem kolejno to jedną, to drugą w objęcia, darząc ją miłosną roz-