Przejdź do zawartości

Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Good z całą powagą przyjął na siebie rolę czarnoksiężnika i nigdy przedtem ani potem nie miałem już sposobności przekonać się, do jakiej pomysłowości w przekleństwach zdolny jest oficer marynarki. Przez dziesięć minut recytował, nie zatrzymując się i notabene nie powtarzając się nigdy.
Tymczasem ciemności zwiększały się z każdą chwilą; złowroga cisza spływała na ziemię, ptaki odzywały się przestraszonemi głosami i milkły, koguty piać zaczynały.
— Słońce kona, czarownicy zabili słońce! — wrzasnął Skragga. — Wszystkich nas pozabijają w ciemnościach — i w przystępie przerażenia czy wściekłości podniósł włócznię i z całą siłą rzucił ją w szeroką pierś sir Henryka. Zapomniał o metalowych koszulkach, które nam król przysłał a które przywdzieliśmy pod ubraniem. Pocisk odskoczył, a nim go zdołał powtórzyć, sir Henryk wyrwał mu włócznię z ręki i przeszył go na wskroś. Syn Twali legł martwy u stóp jego.
Na ten widok, dziewczęta, oszalałe z przerażenia, z krzykiem rzuciły się do bramy kraalu. Król, straże, stara Gagoola, niektórzy z wodzów rozbiegli się też w różne strony; w niespełna dwie minuty na całym placu, oprócz nas, pozostali tylko Falata, Infadoos i ci wodzowie, z którymi widzieliśmy się w nocy.