Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ośmnaście miesięcy temu, ale może i więcej, wybrałem się na polowanie na słonie w okolice Bamaugwato; nie wiodło mi się jednak, a na domiar złego zaniemogłem silnie. Jak tylko przyszedłem trochę do siebie, wyruszyłem z powrotem; sprzedałem wszystką słoniową kość, jaką miałem, takoż wóz i woły, pożegnałem moich strzelców, a wziąwszy pocztę udałem się do Kraju Przylądkowego. Zabawiwszy tydzień w Captown i obejrzawszy wszystko co tam jest godne widzenia, nie wyjmując ogrodu botanicznego, przynoszącego zaszczyt krajowi i nowego gatunku posiedzeń parlamentu, postanowiłem powrócić do Natalu na pokładzie statku Dunkold, oczekującego w porcie na przyjście parowca z Anglii.
Skoro parowiec przybył, a podróżujący na nim przesiedli się na nasz statek, podnieśliśmy kotwicę i wypłynęliśmy na morze.
Pomiędzy podróżnymi znajdującymi się na pokładzie, dwóch szczególniej zwróciło moją uwagę. Jeden mógł mieć lat około trzydziestu, a był barczysty i długo-ręki, jak nie zdarzyło mi się widzieć, włosy miał blond i jasną brodę, rysy wydatne i wielkie szare oczy, głęboko osadzone w głowie. Nigdy nie widziałem piękniejszego mężczyzny. Patrzyłem na niego i przychodzili mi na myśl starożytni Duńczykowie, a także jakieś inne podobieństwo majaczyło mi przed oczami, które-