Przejdź do zawartości

Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


Ach, nie wymodlisz od podziemnych progów
Na krótko danego od bogów!

Byś od trackiego tkliwiej Orfeusza
Na lutni zagrał, co drzewa porusza,
       15 Próżno: już dusza nie wróci w zewłoki,
Gdy ją straszliwą rózgą w mroki

Merkury, cofać wyroki nierady,
Do czarnej duchów raz zagnał gromady.
Boli — i jedna cierpliwość łagodzi,
       20

Co bogom zmienić się nie godzi.


XXV[1]
DO NIEUŻYTEJ

Co raz się rzadziej do ciebie dobywa
Młodzież rozpustna i snu nie przerywa,
I w progu stoi nieruchoma brona,
Jak przygwożdżona,

       5 Co na biegunach wprzód biegała wiele;
Coraz się rzadziej skarżą przyjaciele:
»Ty śpisz, Lidyo, całą nockę długą,
»A co z twym sługą?«

I ty w zaułku, tania, będziesz czekać
       10 I w głos na gachów wybrednych narzekać,
I siec cię będzie wichrów nawałnica
Pod nów księżyca.

  1. XXV.—,Już to nie te złote twoje czasy, kiedy młódź oblegała bramę twego mieszkania, a przyjdą jeszcze gorsze, kiedy »sucha wierzba« już tylko jako paliwo na ogień się przyda‘.