Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

albowiem życiem dzisiejszém nabędziesz wieczne... I nie mnie służyć masz, ale Bogu, którego słowo żywi i cieszy, krzepi i karmi....
— Życie wieczne — podchwycił Swew. — A! wiem! zawołał po chwili — i u nas ojcowie mówią, że człowiek po śmierci wstaje w sile i młodości na innym świecie lepszym, i z bogami nowe rozpoczyna życie, które się nigdy nie kończy. Ale ja nie chcę żywota tego; tylko mi daj moją ziemię i matkę moją i ojca, i to, czém żyłem w młodości.
— Lepsze nad to posiędziesz! — zawołał przybyły — tylko dźwignij się, powstań, a żyj.
To mówiąc wstał i nieco się oddalił, a ci, co z razu widzieli Swewa bezwładnego, jak go z ergastulum wynoszono na rękach, by odżył na powietrzu, zdumieli się postrzegłszy, iż sam o swéj sile podniósł się teraz i poszedł za mistrzem swoim.
Krótka ta rozmowa dokonała cudu, na który patrząc oczom swoim nie wierzyli Juda i Helios i niewolnicy Hananiasowi.
Towarzysze Swewa ujrzawszy jak go Galilejczyk słowem dźwignął na nogi, rzucili pracę i kamienie i kosze, któremi ciężary przenosili, i motyki, któremi kopali ziemię, a zeszli się kołem otaczając podróżnego, aby go oglądać.
Dziki nawet Part patrzał nań okiem ciekawém w krew oprawném, ze zdumieniem zwierzęcia, któ-