Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Luis, pomimo żywości wrodzonéj, jak wszyscy niemal ludzie owego wieku, szanował rzeczy święte; przykląkł więc bez wahania i otrzymał również błogosławieństwo.
— Żegnam cię, świętobliwy przeorze, zawołał Kolumb, ściskając rękę przyjaciela. Byłeś mi wiernym gdy wszyscy mię opuszczali; lecz teraz zbliża się dzień wspólnego tryumfu naszego. Zapomnij o mnie na kilka miesięcy, oczekując wypadków co sławą opromienią Kastylią, a w dziejach świetnego panowania Ferdynanda i Izabelli zaćmią zdobycio Grenady.
Słowa te wymówione były nie w sposób szumnéj przechwałki, ale z gorącą wiarą człowieka, co prawdę ukrytą przed innemi tak jasno przeniknął myślą, jakby ją widział okiem cielesném.
Uściskawszy się poraz ostatni, dwaj podróżnicy pożegnali przeora. Tymczasem czółno wysłane po Kolumba przybiło do brzegu i jeden z majtków wyskoczył na ląd dla spotkania admirała, gdy młoda jakaś kobiéta, z oznakami najwyższéj rozpaczy, rzuciła mu się na szyję.
— Pójdź, pójdź, Pepe! krzyczała szlochając; pójdź, dziécię twoje płacze za ojcem!
— Nie, Moniko, odpowiedział majtek, spoglądając ukradkiem na Kolumba, który był jeszcze w pewném oddaleniu. Wiész że nie z własnéj chęci podjąłem się téj podróży; ale mogęż się oprzéć rozkazom królowéj?
— To szaleństwo, Pepe, odrzekła kobiéta, ciągnąc męża za kaftan. Dosyć tego zmartwienia; pójdź uściskać swe dziécię!
— Czyż nie widzisz, Moniko, że admirał się zbliża; zapominamy o winném dla niego uszanowaniu.
Zwykła uległość niższych dla wyższych utuliła chwilowo skargi rozżalonéj niewiasty. Spojrzała na Kolumba błagająco; w jéj pięknych czarnych oczach malowało się uczucie matki i żony stroskanéj.
— Sennorze admirale, zawołała, Pepe nie jest ci już potrzebnym. Dopomógł on w przeprowadzeniu statków do Huelva; teraz wzywają go żona i dziecko.
Kolumb uczuł się rozrzewnionym boleścią młodéj kobiéty, posuniętą aż do obłędu; odpowiedział jéj więc, łagodniéj jak może należało w chwili tak stanowczéj i wobec wezwania niejako do buntu:
— Mąż twój szczycić się powinien, że towarzyszyć mi będzie w téj podróży; tobie zaś, jako żonie dzielnego marynarza, nie należy odstręczać go od szczęścia.
— Nie wierz mu, Pepe; zły duch przez niego cię kusi. On bluźni przeciw słowu bożemu, mówiąc że ziemia jest okrągłą i że płynąc ku zachodowi można się dostać na wschód; on zgubi ciebie i wszystkich!
— Dlaczegóż tak myślisz, dobra kobiéto? zapytał admirał. Cóżby mi przyszło ze zguby twego męża i jego towarzyszów.
— Nic nie wiem i nie troszczę się o to; ale Pepe należy do mnie, i nie popłynie na tę przeklętą wyprawę. Nie można spodziéwać się dobrego skutku z przedsięwzięcia opartego na zaprzeczeniu świętym prawdom religijnym.
— I jakiegożto nieszczęścia tak się obawiasz? Idąc za mąż wiedziałaś że się łączysz z marynarzem, a jednak odrywasz go teraz od służby.
— Niech go wyszlą przeciw Maurom, Portugalczykom lub Anglikom, to nie powiem ani słowa; ale sprzeciwiam się podróży w usłudze złego ducha. Poco nas przekonywać, sennorze, że ziemia jest okrągła, gdy oczy nam mówią przeciwnie? a jeśli naprawdę okrągła, to okręt co się spuścił jednym jéj brzegiem nigdy już nie powróci, bo jakże słaby statek płynąć może pod wodospad? Gdy błąkać się będziesz po oceanie przez kilka miesięcy, jakże potém trafisz napowrót? Ach sennorze! Palos jest małém miasteczkiem; straciwszy je z oczu, pewno już go nie znajdziesz.
— Jakkolwiek dziecinnie brzmią te zarzuty, rzekł Kolumb spokojnie do Luis’a, nie są ony w istocie mniéj zasadne od uwag jakich nasłuchałem się bez liku z ust nawet ludzi uczonych. Gdy umysł człowieka zamroczony jest ciemnotą, myśl jego nagroma-