Przejdź do zawartości

Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
208
JAN III SOBIESKI.

drzewo bezlistne z okrytemi śniegiem gałęźmi.
Zimny wiatr dął w twarz podróżnym. Od kilku dni nie jedli nic pożywnego i nie spoczęli jak się należy.
Jednakże odwaga nie opuszczała ślepej niewolnicy z Sziras, która ledwie przyszła do zdrowia. Nogi jej drobne przemarzły od zimna, już i ręce straciły czucie wskutek mrozu, a ona odważnie szła dalej.
Leszek pociągany jej przykładem, ledwo był w stanie iść dalej drogą, której zwroty tylko drzewa tu i owdzie rosnące, wskazywały. Przytem oglądał się ciągle bojaźliwie na wszystkie strony. Zdawał się myśleć o jakiemś innem niebezpieczeństwie, daleko większem od tego, którem groził mróz i śnieg.
Młody chłopiec, silnie zbudowany, ale nie uzbrojony niczem oprócz grubego kija, myślał o wilkach.
Gdyby te dzikie zwierzęta, wypędzone głodem z swych jaskiń leśnych wpadły na ich ślad, byliby bez ratunku zgubieni.
Nie zwierzał się przed Sassą ze swej obawy, ale ona także wpadła na myśl o tem niebezpieczeństwie.
— Czy widzisz co? — zapytywała niekiedy.
— Nic, oprócz śniegu, a w oddaleniu ciemnych drzew lasu, — odpowiadał Leszek.
— Czy nie widać gdzie ludzkiego mieszkania?
— Nie, Sasso!
— Czy dojrzysz dobrze aż do lasu? — Droga zbliża się do niego, a potem zwraca się wielkim łukiem.
— Bądź ostrożny! Z lasu mogłyby wybiedz wilki! W takim razie musisz mnie szybko doprowadzić do jakiego cienkiego drzewa i dla siebie upatrzeć inne, ażebyśmy mogli wdrapać się na nie!
— Uważam pilnie, ale nic nie widać, Sasso!
Rozmowa ucichła znowu. Szli dalej, byli jednakże już zmęczeni. O ile Leszek mógł dojrzeć, nigdzie nie było widać wsi ani miasta. A do Warszawy mieli jeszcze kilka dni drogi. Cel podróży jednakże dodawał im odwagi.
Zbliżyli się do lasu, który droga wielkim łukiem okrążała.
Nagle doszło do nich z oddali tak głośne i przeciągłe wycie, że Sassa i jej młody towarzysz stanęli na chwilę przerażeni.
Oboje znali ten straszny dźwięk... oboje wiedzieli co znaczył.
W blizkości znajdowała się wilczyca i głosem tym oznajmiała młodym, że zwęszyła dobry łup.
To, czego się obawiali, nastąpiło.
Oboje byli nieuzbrojeni, Sassa była ślepą, młody chłopiec wycieńczony zmęczeni i ujrzeli się nagle wobec strasznego niebezpieczeństwa.
Wieczór właśnie zapadał. Wszystko się składało na powiększenie okropności tej chwili.
Sassa ujęła drżącą rękę swego towarzysza.
— Czy widzisz co? — zapytała po cichu.
Leszek obejrzał się dokoła.
W niejakiej odległości poza nimi wyszło z lasu wielkie, czarne zwierzę, podniosło na chwilę głowę w powietrze, węsząc trop, następnie krótkiem wyciem przywołało młode.
— Jest wilk... goni nas! — rzekła ślepa niewolnica, — Najświętsza Maryo Panno, jesteśmy zgubieni!
— Mam gruby kij, Sasso!
— Uchodźmy! uchodźmy szybko!