Przejdź do zawartości

Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
43 
JAN III SOBIESKI.

Pochwycił on za rękojeść swego sztyletu i wydobył go. Stal błysnęła w świetle księżyca.
Uczucie niewypowiedzianego przestrachu przejęło Sassę. Instynkt kazał jej uciekać.
Dał się słyszeć stłumiony okrzyk dzikiego gniewu.
Sassa poznała po głosie wojewodę i zaczęła biedź, aby ujść przed nim.
Wiedziała, że w blizkości znajduje się wielki korytarz, prowadzący do tylnych części zamku i że tam znajdowały się drzwi, które wychodziły na ogród.
Z trudną do opisania zręcznością przebiegła koło schodów i wpadła w ciemny korytarz, do którego dochodziło światło księżyca.
Wojewoda zgrzytając zębami z wściekłości biegł za dziewczyną, która wydała mu się przeszkodą w wypełnieniu jego zamiaru, podejrzywał ją bowiem, że go szpiegowała.
Wstrząsnął sztyletem i puścił się w ciemnv korytarz.
— Śmierć tobie, niewolnico! — wołał stłumionym głosem, — po coś tu przyszła? Chciałaś kraść czy uciekać! Odpokutujesz za to! Umrzesz!
Zaczęła się straszna pogoń. Wojewoda w czerwonej koszuli, wstrząsając sztyletem, biegł za ślepą niewolnicą przez ciemny korytarz. Była zgubioną, czyż bowiem mogła długo wytrzymać pogoń?
Chciała wołać, chciała wydać krzyk głośny, ale prezstrach stłumił jej głos, a śmiertelna trwoga gnała ją dalej. Wołała ratunku, lecz jej wołanie było tylko słabym dźwiękiem nie mogącym dojść aż na piętro, gdzie się znajdował Jan Sobieski i inni goście, którzy zresztą zapewne już spali i nie byliby usłyszeli nawet głośnego krzyku.
Okropna to była scena!
Przejęty wściekłością wojewoda nie ustawał w pogoni.
Jagiellona przestrzegała go, żeby się miał na baczności względem niewolnicy Sobieskiego. Niewidoma nie mogła mu ujść, kilka minut jeszcze a pochwyci ją, gdyż biedna dziewczyna nie mogła wiedzieć, gdzie biegła. Znała wprawdzie miejscowość, gdyż przechodziła tędy tego dnia, będąc zaś od urodzenia pozbawioną wzroku nabrała pewnej zręczności w obchodzeniu się bez oczu, ale wojewoda musiał ją dogonić, a pochwyciwszy nie oszczędzałby jej pewno.
Tak rękami rozbijając przed sobą powietrze, jak ścigana sarna dostała się jeszcze liczba niebezpieczeństw i[1] Drzwi te były otwarte. Sassa dostała się na wolność. Tu jednak powiększyła się jeszcez liczba niebezipeczeństw i przeszkód. W niewielkiej odległości były drzewa, tarasy, kamieniste spadzistości oddzielały ogród od niżej położonych podwórzy, na których umieszczone były stajnie.
A zarzem przyświecał tutaj księżyc, wojewoda mógł zatem widzieć ofiarę którą ścigał, a Sassę tylko słuch mógł przestrzegać, w której stronie i jak daleko od niej znajduje się jej prześladowca.
Dostała się pod drzewa. Z zadziwiającą zręcznością przemykała się między niemi, ale lada chwila mogła się uderzyć o które z nich i paść omdlona na ziemię.
W śmiertelnej trwodze odzyskała głos, nie było jednak blizko nikogo, coby mógł ją usłyszeć.

Prześladowca był tuż za nią, zdradzał to odgłos jego kroków! Za chwilę będzie mógł ją pochwycić! Zdawało jej

  1. Przypis własny Wikiźródeł powielony błędnie fragment tekstu