Przejdź do zawartości

Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
472
JAN III SOBIESKI.

ka, która tak długo była przekonaną, że hańba jej umarła i została zapomnianą, ujrzała nagle przed sobą niebezpieczeństwo pociągnięcia do odpowiedzialności za to, co zaszło.
Matka i syn byli sami. Jakież uczucie przejmowało tę kobietę na widok syna. Nie znała ona miłości żadnej, serce jej było i dla miłości macierzyńskiej zamknięte.
Jakaż to sprzeczność między nią a sułtanką Walidą, która czyniła wszystko ażeby ocalić syna, gdy ona myślała tylko o wynalezieniu sposobu pozbycia się tego świadka swojej winy i hańby.
Biedna, nieszczęśliwa, tułająca się po świecie istota, dostała się w jej ręce. Mogła decydować o jej losie. Opatrzność przyprowadziła matce syna, ażeby jej dać sposobność dopomódz szczęśliwemu, okazać mu miłość, której nigdy nie zaznał, naprawić grzech przeciw niemu popełniony. Cóż jednak uczyniła ta matka?
Natura uczyniła ją wyjątkiem! Niegodna ona była zostać matką! Ten szatan patrzył z niechęcią i nienawiścią na nieszczęśliwego. W jej umyśle dojrzewał plan zgładzenia go, ażeby mogła pozbyć się świadka swej winy.
— Jesteś szpiegiem! — rzekła, — poco i skąd przybyłeś do tego obozu?
Czerwony Sarafan nic nie odpowiedział.
— Czy wiesz, co robią ze szpiegami? — mówiła Jagiellona dalej, — mówią o tobie, że się pokazujesz naprzemian u obu stron wojujących. Byłeś w mieście. Czy powiesz jak silną jest osada? Czy powiesz, jak długo oblężeni mo gą się opierać głodowi?
Czerwony Sarafan z uśmiechem wstrząsnął głową.
— Puść mnie, — rzekł, — pocom ja tutaj?
— Masz wyznać, co widziałeś w mieście!
— Ja nic nie wiem! — odpowiedział czerwony Sarafan.
— Uparty jesteś! Nie wyjdziesz stąd! Namyśl się i wyznaj!
— Nic nie widziałem! Nie wiem nic! — odparł czerwony Sarafan.
— Więc umrzesz szpiegu! — rzekła Jagiellona, — nie sądź, żebyś mógł uciec! Masz do wyboru: przyznanie się, lub śmierć! Daję ci krótki czas do namysłu!

115.
Ważna wiadomość.

Jan Sobieski czekał jeszcze ciągle na książąt, którzy mieli się z nim połączyć, ażeby razem ruszyć na Wiedeń i stoczyć bitwę z Turkami.
Siły jego były zbyt małe w porównaniu z nieprzyjacielskiemi. Wprawdzie nieraz bohater ten małemi siły pokonywał przeważnych nieprzyjaciół, tym razem jednak od decyzyi jego zależał także los sprzymierzeńców, musiał więc czekać.
Z pomiędzy szpiegów, których Sobieski wysyłał, jak wiemy, powracało niewielu. Większa część wpadała w ręce Tatarów, którzy na szybkich koniach ukazywali się wszędzie, a następ nie znikali.
Na Iszyma Beli także czekał Sobieski napróżno. Był pewnym, że wpadł w ręce Tatarów, a skoro on nie wrócił, pomimo całej swej zręczności i wierności, to nie warto było wysyłać innych.
Wszystkie te jednak przeciwności, ani nawet zdrada tych, którzy go opuścili, nie zachwiały bohaterskiej odwagi króla. Skarżył się tylko na Litwinów,