Przejdź do zawartości

Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

małżonkami. Spełniło się to, majątek jego przeszedł na naszą własność. Wszak o to jedynie szło panu i mnie. Nie mamy już nic wspólnego.
— Więc mnie nie kochasz? — zapytał, wybuchając głośnym śmiechem.
— Panie, jesteś mi wstrętnym — odrzekłam.
— Jesteś szczerą, będę nim również. Ty, moja miła, nie jesteś mi wprawdzie wstrętną, ale nudzisz mnie przeokropnie. Nie oburzaj się, lecz wy, kobiety ucywilizowanego świata, wszystkie jesteście bardzo nudne. To, co ja nazywam miłością, zupełnie się różni od waszej miłości i grymasów. Posłuchaj, muszę ci jeszcze coś powiedzieć.
Podał mi krzesło, sam usiadł na sofie.
— Bardzo mi przykro, ale, zdaje mi się, że cię będę musiał zamordować.
Powstałam zadziwiona, przekonana, że zmysły utracił.
— Nie obawiaj się — dodał z tym swoim obrzydliwym uśmiechem — tego nie uczynię w tej chwili. Jeśli nudy zapędzą cię kiedy do gubernii Kieleckiej, na nasz zamek Chęciny, każ się zprowadzić kasztelanowi do wysokiej wieży z marmuru, jaki łamie się opodal.
W wieży tej, będącej małem miasteczkiem, znajdziesz w prześlicznej sali portrety naszych przodków po mieczu i kądzieli. Zauważysz tam kilka portretów kobiecych, czarną krepą przysłoniętych. Pozwól, bym to objaśnił.
Ród nasz tak jest hardym, że nigdy nie zniósł