Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobą. Mówię wam otwarcie, aby każdy wedle swej woli z Bogiem się pojednał, nikt nie może wiedzieć, kiedy jego godzina wybije? kto bitwy się lęka — dodał po chwilowym przestanku, — niech z otaczających lasów korzysta i ucieczką się ratuje. Teraz rozejdźcie się, każdy na swoje stanowisko.
Zostali tylko we dwóch z księdzem. Zdaleka widziałem, jak obok księdza ukląkł, pierwszy się spowiadał i bił w piersi, po nim cały oddział po kolei do spowiedzi przystępował.

Noc była ciemna, straszna i ponura. Księżyc wówczas na nowiu wcześnie się skrył, chmury czarne, ciężkie świat przysłoniły, deszcz drobny, gęsty siekł bez przestanku. W obozie cisza była jak makiem siał, każdy robił rachunek sumienia i po kolei do spowiedzi szli.
O czwartej zrana, przy blasku czterech smolnych kagańców, ksiądz mszę świętą odprawił. Oddział klęcząc na mokrem liściu, pochyliwszy nisko czoła, gdy ksiądz przy podniesieniu wzniósł oczy w górę — to zdawał mi się być istotą nie z tego świata; w tem migotliwem czerwonem świetle płonących kagańców, wyglądał tak, jak ci przez malarzy na obrazach przedstawiani święci męczennicy, na stosach płonący.
Po mszy świętej przystąpił oddział do komunii, biła się wiara w piersi, niejedno ciężkie westchnienie z piersi się wydobyło, bo choć młodzi i zdrowi, niejednemu jednak pośród nas przeczucie mówiło, że ta komunia, to już wijatyk na drogę do lepszego świata.
Gdy ostatni z nas przyjął Ciało i Krew Pańską, ksiądz odmówił litanię do Najświętszej Panny, a potem zaintonował pieśń, nie tamtą, co to krew w żyłach w nas na płomień zmienia, ale inną, cichą, pokorną, zmiłowania Pańskiego proszącą. Brzask blady na wschodzie rodzić się poczynał, gdy echo pomiędzy drzewami powtarzało ostatnie słowa pieśni.
Powstali wszyscy, naczelnik przejrzał szeregi, nikogo nie brakowało. Ksiądz z krzyżem w ręku stanął obok naczelnika.