Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

budzić poczucie obowiązku twardego, poczucie patryotyzmu prawdziwego, a wszystkie narody w ten sposób wzmocnione, może doczekają się chwili...
— Hejże go! ha! — rozlekł się w tej chwili radosny krzyk Dżordżi, który upatrzywszy myszkującego pomiędzy kukurudzą lisa, puścił ową coconicę ze smyczy i parł za mikitą galopem.
Enemuk silną dłonią starał się powstrzymać rwącego się gwałtownie za lisem Dziryta, i chciał zdania dokończyć.
— Puszczaj! — wołałem — później dopowiesz, szkoda lisa i zabawy, wszak to jedno, co nam z dawnego rycerstwa pozostało.
— Hejże go! — krzyknąłem nad uchem kobyle.
— Hejże go! ho! ho! — rozległo się równocześnie po całej linii, i wnet psy wszystkie wyciągnęły się jak struny, a my za niemi pełnym galopem pędziliśmy za lisem.



We dwa miesiące później udało się Enemuk-hanowi, za pomocą świadectw przekupionych lekarzy, uzyskać dymisyę wracał do Azyi. Wyjeżdżając już, wstąpił do mnie i dni kilka przepędziliśmy jeszcze razem. Długie godziny schodziły nam na poufnej rozmowie, spowiadał się ze swoich projektów; piękna twarz jego, odziedziczona snać po matkach i babkach, brankach Polski i Kaukazu, jaśniała wesołością, w małych tylko tatarskich oczach ponury ogień zawziętości płonął.
Pełen był najświetniejszych nadziei, żegnał mię słowami: do zobaczenia w lepszych, szczęśliwszych czasach.
Dzwonek jęknął żałośnie, trójka pocztowa pomknęła z przed ganku i znikł mi z oczu, nie słyszałem o nim więcej.
Gdzieżeś ty dziś, gdzie, Enemuk-Hanie? czy spotkamy się jeszcze kiedy? czy spotkamy się w dniu zwyciestwa?