Przejdź do zawartości

Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/888

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trudno opisać wyraz twarzy Chytrego Lisa, kiedy usłyszał tę groźbę. Zrazu była to radość nadzwyczajna; lecz natychmiast powściągnął ją i przybrał obojętność obłudną.
— Lasy są wolne, — odpowiedział spokojnie; — Dłoń Otwarta może iść za nami.
— Stój panie! — zawołał Sokole Oko, chwytając majora za ramię i wstrzymując go przemocą, — trzeba znać tę potworę; onby wprowadził pana na zasadzkę i śmierć...
— Huronie, — odezwał się Unkas, który ulegając surowemu zwyczajowi narodowemu, musiał dotąd tylko słuchać co się koło niego działo; — Huronie; sprawiedliwość Delawarów pochodzi od Manitu. Spojrzyj na słońce. Widzisz je teraz pomiędzy gałęźmi. Kiedy wyniesie się nad drzewa, już będziesz miał wojowników za sobą.
— Słyszę krakanie wrony! — zawołał