Strona:PL Lange - Stypa.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lata temu składałem panu życzenia z powodu ślubu, ale dziś — wierzaj mi pan — daleko szczerzej pana błogosławię z przyczyny rozwodu... Małżeństwo to piękna rzecz, ale rozwód — piękniejsza! (Gadałem tak przez ironię, której zresztą subtelny Zieleniak nie zrozumiał). — Dziękuję serdecznie — tak mi rzecze. — Ja dopiero dziś oddycham swobodnie. Małżeństwo — to kajdany, zwłaszcza, jeżeli się połączą osoby niedobrane, jak my. Kobieta, panie, jest zawsze realistką. To stworzenie przyziemne, które nie rozumie bóstwa i nieskończoności. Ja na długo przed ślubem znałem Celinę i chciałem z niej zrobić człowieka. Napróżno! Zawsze się w niej budziła kotka, samiczka, zmysłowa, zamiłowana w fatałaszkach, bladze i hipokryzyi. Na oko, mój panie, była to świętoszka, ale w rzeczy samej brutalna Messalina i nic więcej. Czy pan myśli, że było choć trochę szczerości w jej zamiłowaniu do sztuki, literatury, artystów? Na zewnątrz mogło się to wydawać, jak mnie, jakimś porywem duszy szlachetnej do krain ideału i czystych natchnień: ale naprawdę nie! Była to brudna żądza zmysłowa, co ją popychała w kierunku różnych niby to artystów, literatów i t. d., a w gruncie wybierała sobie zawsze chłopów mocnych, rosłych, z którymi uprawiała flirt nieraz idący bardzo a bardzo daleko. Widziałem niejedno, ale znosiłem cierpliwie. Jestem z natury delikatny i ustępliwy, choć wiem napewno, że Celina wraz z matką rozpuszczają o mnie nikczemne plotki. Dziś lub jutro usłyszy pan, że ją biłem, że jej włosy wyrywałem, żem ją kopał. Niech pan w to nie wierzy. Jeżelim wobec niej błądził — to właśnie ze zbytku grzeczności. Powinienem był ją bić i kopać, aby ją nauczyć prawdziwych zasad życia i człowieczeństwa.