Przejdź do zawartości

Strona:PL Lange - Stypa.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dnak natychmiast się uspokoiłem, pełen zaufania i wiary. Nazajutrz o tych słowach zapomniałem zupełnie i przez pięć lat zapewne tylko chwilami na jakieś oka mgnienie przychodziły mi na myśl. I oto minęło pięć lat cudownego snu na jawie, pięć lat niewymownego szczęścia. Poznanie z Jadwigą — był to dla mnie moment przeznaczeniowy; wątpiący nieustannie duch, pozbawiony wiary w siebie i w cel swego istnienia, znalazł nagle własną logikę i poprostu konieczność swoją na ziemi. Oczywiście byłem dlatego, że ona była; ona zaś była dlatego, żebym ja mógł być. Gdyśmy zrozumieli tę wielką tajemnicę naszego fatum, los był postanowiony. Związek nasz było to nieustanne stwierdzanie prawdy naszego bytu; był to żywot w przejrzystej atmosferze bez fałszu. Jeżeli cośkolwiek ze mnie było jej dziś niewiadome, to niewątpliwie jutro się ujawniło i znów jej tajemnice były dla mnie jak zwierciadło. A jednak każdy człowiek ma w sobie cząstkę Lohengrina. I ja w sobie miałem jakiś pierwiastek bezimienny, którego nazwisko przed nią ukrywałem. A właściwie, kto wie? — to ja nie znałem tego nazwiska, zapomniałem o niem zupełnie, gdy ona doskonale o niem pamiętała i widocznie pamięć tej zapomnianej rzeczy bezimiennej trawiła jej duszę przez całe lata i przetrawiła ją do szczętu. Chochlik­‑kusiciel odezwał się z tak przerażającą mocą, jakby urósł do rozmiarów szatana ironii. — Oto trzeci dzień mija, odkąd biję się z myślami, co mam czynić, a czego nie czynić? — Trzeci dzień mija od chwili, gdy moja żona przyszła wieczorem do mej pracowni i zawiadomiła, że mi ważną rzecz ma do powiedzenia. Trochę mię dziwił ten jej ton uroczysty — i szczególnie wzruszony głos, alem oczekiwał