Przejdź do zawartości

Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ubiory ludzi były również szczególne. Wszyscy mieli długie, grube suknie, utkane z różnobarwnych piór, na głowach rodzaj wysokich, spiczastych czapek, zrobionych z najdłuższych piór dzikich gęsi, związanych u góry i dołu cienkiemi rzemyczkami.
Niektórzy (zapewne żeglarze lub robotnicy) mieli oprócz sukien okrycia z kapturami, które zdobiły rysunki kolorowe; wśród nich Robert ze zdziwieniem rozpoznał rysunek wampira, zwyciężonego przezeń zeszłej nocy.
Wszystkie te istoty, otulone w ubrania z piór, miały ruchy ciężkie i niezgrabne, poruszały się powoli. Wydały się Robertowi bardzo podobnemi do błotnych ptaków, żyjących w ich sąsiedztwie.
— To są prawdziwe pingwiny z ludzkiemi twarzami — pomyślał.
Lecz te stworzenia, choć tak pierwotne, naiwne, niezgrabne, były jednak ludźmi! Radość rozsadzała mu piersi, serce biło gwałtownie, a oczy zachodziły łzami... Miał ochotę uściskać serdecznie tych wszystkich tłuściochów bez wahania, jak przyjaciół, odzyskanych po długiem niewidzeniu. Czuł, że go los zetknął z ludźmi naiwnymi i dobrymi — może byli nieco głupi, miał jednak dla nich sympatję i litość.
— Biedacy! — zawołał, przypatrując się wiosce — nie znają użytku ognia, a więc zapewne i kruszców.
Gwałtowne wzruszenie go ogarnęło i nasunęło moc humanitarnych projektów. W kilka tygodni, może miesięcy, da poznać tym grubasom wszystkie zdobycze cywilizacji, na które się składały miljony pokoleń na ziemi. Czuł się istotą wyższą od nich i nie miał najmniejszej obawy.