Przejdź do zawartości

Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy ja wiem? — szepnęła purchawka. — Tak daleko odbiegłam od natury... a raczej odwieziono mnie...
— Głupstwo natura! — wykrzyknął szef zapytowców. — Tomasz, skocz­‑no do gabinetu po narzędzie, co to go się używa przy niestrawnościach, wiesz... Zaostrzy się kanka, wkłuje w naskórek i fertig. Żywo!
I znów woźny wybiegł szybko, a wrócił powoli, niosąc z pewnem widocznem uszanowaniem »glizdopompę«, jak ją nazywał. Przy pomocy tego hidrauliczno­‑sanitarnego, lecz od czasu wojen krzyżowych unarodowionego wynalazku, zaczęto w purchawkę wpompowywać feljeton, i niebawem treść onegoż udzieliła się jej co do litery. We wnętrzu wieśniaczki, niby w fonografie (od czasu wojen krzyżowych unarodowionym), zaczęły bulgotać, warczeć i seplenić jakieś ciepło — brzmiące słowa i wnet ułożyły się w takie myślowe recitativo:
»Oddawna już uprawianie sztuki i poezyi uważane jest nawet przez ludzi poważnych, za objaw nieszkodliwy. Co do nas, i my nie jesteśmy przeciwnikami tych dwóch niepoślednich bądź co bądź czynników cywilizacyjnych, ale z naszego społecznego stanowiska rzecz biorąc, musimy tu zrobić pewne i stanowcze poniekąd zastrzeżenie. Tak samo, jak nauka nie powinna być nauką dla nauki, lecz dla wyrobienia sobie stano-