Przejdź do zawartości

Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Nuńo.

Czyż Sancho nie jest jéj godzien?

Pelagiusz.

Co prawda, to więcéj ze mnie
Pożytku miałbyś, mój panie,
Co miesiąc dałbym ci wnuka!

(Odchodzą Nuńo i Pelagiusz.)




SCENA  IV.
Sancho — potém Elwira.
Sancho.

Pójdź prędko — pójdź ukochana,
Elwiro, gwiazdeczko moja.

Elwira (na stronie).

O Boże, jak są w miłości
Okropne czekania chwile.
Nadzieje wszystkie méj duszy
Na włosku wisieć się zdają.

Sancho.

Twój ojciec mówi, że dawniéj
Don Tella przyrzekł cię słudze.
Okropna losu odmiana!

Elwira.

Niestety! słusznie-m widziała
Nadzieje swoje na włosku!
Mój ojciec żeni mię z giermkiem...
Ja umrę... ja nie przeżyję!...
Ty luby zostań na świecie,
Ja muszę sobie śmierć zadać!

Sancho.

To żart był, droga Elwiro,
Wszak z oczu mych szczęście tryska.
Twój ojciec zgodził się zaraz
I „tak“ powtarzał bez końca.

Elwira.

Nie ciebie-m ja żałowała,
Lecz tego, że do pałacu
Iść trzeba, boć wychowana
W lepiance nieraz-bym może
Tęsknoty żywéj doznała...
To przecież jasne, mój bracie.