Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Topielcem był Michał Duniak.
Przy bliższém zbadaniu trupa dostrzeżono ślady ciężkich obrażeń na ciele, powstały różne domysły, ciało chłopca zabezpieczono na brzegu aż do zejścia sądu.
Tymczasem w przypatrującym się tłumie powstał spór, gdzie należy pochować chłopca.
Wiedziano, że Michałek żyda wychowańcem był, że szabas obchodził; może być, że wiedziano coś więcéj jeszcze, krzyżyk ten jednakże wskazywał, że dziecko ochrzczoném było. Zdania się dzieliły, większość akceptowała mogiłę na rozstajnych drogach, do któréj śmierć ta niezwykła, tragiczna, dawała téż kwalifikacye pewne.
W tłumie tym, spierającym się o grób nieszczęśliwego chłopca, stał jakiś dziad siwy, z sakwami na plecach, i bacznie rozmów tych słuchał.
A gdy ludzie rozchodzić się poczęli, i on téż, na kiju swoim wsparty, ku Majdanom leśnym się powlókł.
Nadeszła noc. Dwóch wartowników pilnowało topielca nad rzeką. Jednym z nich był Franek, który od godów farbiarnię rzucił, a kupiwszy sobie brykę i parę koni, na furmanki się żydom z miasteczka najmował.
Rzeźwiąc się ze snu jedną i druga miarką wódki, wartownicy spostrzegli rzecz dziwną.
Oto w opuszczonéj od lat tylu Duniance błysnęło światło... zagasło... i znów błysnęło...
Drzwi zaparte poruszyły się i zwolna otwarły, a w nich ukazał się wyniosły starzec, w nędzném, prawie żebraczém odzieniu.
Frankowi zdawało się, że go ktoś za gardło ściska.