Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mój druhu, bracie krwi, przelanej w jedną czarę — czy widzisz te piętrzące się wschody z granitu? tam musisz iść. Tam żyje Prometeusz zła — nad kraterem wulkanu, skąd wychodzą wyziewy siarczane.
Węże dwa pożerają mu plecy. Okuty łańcuchem w tym wiecznym mroku on żyje, ślepiony duch — który niósł światło.
Ja byłem tam. A ty masz skrzydła białe Perłowicza — tyś jest witeziem, który zmógł niegdyś Króla wężów w Tatrach.
Dziś ty się tułasz... jam twój brat — i jam jest twój wróg Janosik.
Tak, byłem kiedyś hersztem. Dziś jestem wielkim nudzącym się panem.
Lecz widzę mój los — na mym pękniętym sercu, jakby urnie z bronzu,
która, w rozpaleniu aż do krwi, jest rzucona w mroźną dolinę zgonu.
Na tej urnie rozerwana pieczęć Salomona, Duch wyleciał w objęciu tysiąca kobiet.
Gieńjusz był to może straszliwych potęg?... Biada, com ja uczynił — com ja uczynił z mą wieczną sześcioskrzydłą duszą? —
[Książe Hubert w rozpaczy najgłębszej uderzał głową o powietrze, a zdało mu się zapewne, że tam są skały Kaukazu.]
Książe ręce rozpostarł na przestworze nieba zasianym grozą milczących gwiazd.
Arjamanowi zdało się, iż dokoła pędzącej błyskawicznie łodzi, skaczącej na falach, jak nietoperz w locie — wiją się błękitne, karminowe, żółte Muzy, srebrne Peri, czarne Walkirje — on zaś, jak Dżalaleddin Rumi, odrzuca wszyst-