Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wadze straszliwej, podobny Djabłu, który stanął nad Synajem. Drzwi, wychodzące do kuchni, były rozwarte. Na progu w półmroku siedział strach. Nie —
jego żona...
Ten wyschły szkielet... Dotknął jej twarzy... Ona uchwyciła jego rękę i zaczęła całować mokremi usty.
— Uspokójmy się — rzekł Arjaman, lecz głos jego wydał mu się tak dziwnym, jakby to rzekł upiór — zupełnie ktoś mu nieznany.
Żona powstała i głowę przycisnęła mu do piersi.
Arjaman ujął jej dłoń.
I nie mógł uklęknąć wraz z nią, lecz coś szeptał do Kogoś.
Ale były to myśli straszne Demona już z piekieł.
On myślał, że, jeżeli nie stanie się teraz cud natychmiastowo, jeżeli mu te dzieci nie przyjdą z uśmiechem wesołym — jak dawniej — jeśli ta ziemia czarna podła —
tak —
tym nożem on zamorduje — Tego na krzyżu — i tego jeszcze Tam...
Żona jego, szkielet, w którym biło nierównym, ciężkim dygotem serce — jakby ono tylko pozostało z całego człowieczego istnienia —
żona — kochająca go nad wszystkie światy za grobem i tu —
ona tylko trzymała jego dłoń, czując, że z nim się staje coś potworniejszego, niż dusza ludzka znieść może.
On podszedł do dzieciątka jeszcze tchnącego.
Położył dłoń na jego czole i coś mu nakazał, jak Mojżesz swemu ludowi.
Wziął duszyczkę jego w swe możne jestestwo.