Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WSZEGARD: Zamiast misterjum powinien tu odbyć się trybunał religijny na wszystkich —
B. NIKEFOR: (z gniewem) Do czego ty zmierzasz?
WSZEGARD: Tyś niczego, Panie, nie zauważył? że niby ten Cień do więzienia...
PATRYCJUSZE: Duch to, który już porzucił więzienie swego ciała...
WSZEGARD: Nie, to któryś więzień wysyła do Bazilissy swego dajmona!
PATRYCJUSZE: Monarchosie, za mniejsze zuchwalstwa karałeś ścięciem!
WSZEGARD: Dziwnym trafem którejś nocy, tak — siódmej nocy temu widziałem jak Bazilissa, miłująca Chrystusa, szła z dwiema piekielnemi Hekatami. Muszę Ci Panie powiedzieć, iż klasztor nasz tyłem się schodzi z tyłem żeńskiego klasztoru. I tam rządzi Kasjana, niegdyś jedna z najpiękniejszych dziewic, którą wybrał wśród tysięcy nagich kobiet Bazileus Konstantyn — dla syna! lecz za jej zuchwałą odpowiedź o rajskim jabłku wyklął — zląkł się jej.
I ona założyła ten klasztor tu. I ona jest piekłem wabiącem wszystkich uczonych stolicy.
B. NIKEFOR: Co to ma do rzeczy?
WSZEGARD: Zaiste, nic, nic! ale właśnie gdy Bazilissa w krwawej postaci podeszła do krat, widziałem — (do B. Nikefora na stronie) Bazilissa — nieco odmieniwszy postać, wpełzła w loch podziemny, widziałem potem przez kratę, jak w rozpętanej chuci cudzołożyła z więźniem —
B. NIKEFOR: Jesteś warjat!...
WSZEGARD: Mówił mi stary Krateros, że tu jest pod więzieniem dawny kanał kloaczny — i tym można