Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

witaj —
dobry mój Cesarzu!

Lecz ponieważ sen jest symbolem, a w kloacznym kurytarzu mej duszy ja widzę siebie?
Widzę wszak w najciemniejszej kałuży zawsze moje własne odbicie!
Witaj więc Bazileusie, Wszegardzie I.!
Lecz co należy czynić, aby los się wypełnił?
Trzeba intrygować przeciwko obecnemu, tak lichemu władcy!
Witam Cię, Wszegardzie I! a potem — kto wie, Wszegardzie I?!
(Kilku literatów ze stolicy idąc rozmawiają, wśród nich widać Choerinę bardzo dystyngowanego i Rumbaropula obwieszonego szkaplerzami z workiem pieniędzy u boku).
RUMBAROPULOS: Roman Melodos zarzucił literaturę, gdy właśnie mógł w niej celować, dobijając się sławy jak ja — Rumbaropul, zwany Protobestiariosem Golgoty; podobnie Imci Choerina tworzy nową szkołę filozoficznosatyryczną i cieszy się już ogólnem poważaniem!
JEGO SEKRETARZ: Jak tylu innych kolegów Homera, św. Bazylego i Teodora Prodromosa!
CHOERINA: Dobrze uczynił Melodos, że od takich kolegów i znawców umył ręce!
Nie cierpię literatów: oni fałszują nam życie. Sami będąc ślepymi, wmawiają w innych swe majaczenia.
Zresztą w Bizancjum mają wielki respekt dla tandetnej literatury, ale Geniusze twórczy przed kościołami żebrzą, jak Ja i wódz Belizarjusz.
RUMBAROPUL: Czemuż ty nie oddasz się w opiekę