Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
nad biednem ludzkiem sercem — lecz mówić to — dlaczego?
zwyciężam świata pół, przekraczam Termopile —
w miłości do Zjawienia na ziemi Nieznanego...
B. TEOFANU: W imieniu Boga i jego archaniołów, w których tak wierzę, słuchając Cię —
lecz czemu odchodzisz?
ten okręt ma Cię unieść?! Djonizosie!...
(Nieznany Rycerz znika wraz z okrętem, woje stojący na straży, w obłokach kadzilnych znikają).
B. TEOFANU: Mówcie, mówcie, kto był ten Rycerz? dlaczego tak zniknął nagle?
MISTOS I.: Nie wiemy, lub raczej ten zginie, kto wyjawi.
B. TEOFANU: Zali to nie był z północy kniaź? —
MISTOS II.: Ja poznałem brata mego w jednym marynarzu tego okrętu!
MISTOS III.: Naucz się milczeć (grozi mu sztyletem).
B. TEOFANU: Zabić pozwoliłam moje dzieciątko...
Teraz pogrążam w Hades moje marzenie! —
Za tę lub za inną cenę powstać jednak muszę z mego katafalku!
(Roździerającym jękiem rozlega się harfa Melodosa, który zbliża się, to znów oddala, wiodąc tłumy mistów w tanecznym bachicznym Katodos — ku otchłani, w którą zstępują i padają).