Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
(z udanym smutkiem)
To wszystko niemożliwe! jak mogłam tego nie widzieć odrazu! jakby się zaśmiał z tego Szatan!
B. NIKEFOR: (wstrząśniony) I On musi być?
B. TEOFANU: (zmienionym jak noc głosem) Kiedy mnie już wszystko opuszcza, On jest zawsze mną.
(Chmura zakrywa niebo, w komnacie nastaje mrok, tylko wierzchołki drzew tlą się jak gromnice).
Muszę iść na pokład Sagi północnej, zniknę za horyzontem Twym, nie zostawiając Ci nawet utęsknienia!
(łagodnie)
Weź kniazia ruskiego siostrę, Białokniahińkę Jantarną — z nią utworzycie dynastję wspaniałych władców od Morza Islandzkiego aż w dół ku Indjom...
B. NIKEFOR: Chce Ciebie mieć, królowo Stygijska!... ja winien jestem mojej Otchłani... bo zgotowałem sercu memu mąką najsroższą — nie wierząc, abym mógł być już nieskończenie szczęśliwym — —
Hybris to jest dawnych tytanów:.. pycha męczarni! Teraz nie myślmy już o przełamaniu natury nam nieznanej, którą nazywamy grzeszną —
nie miejmy wyrzutów sumienia —
rozgrzeszmy się tak, aby nawet myśl o złem nie przepłynęła nad wielkiem morzem naszych wiecznie falujących dusz...
Teofanu, chcę Cię mieć za moją świętą Marję Medeę!
B. TEOFANU: (chyląc mu się) Wyczekiwałam tej chwili! choć zanadto piękną będzie dla jednego z nas tysiąc i druga noc!
Wszakże byłeś mi wierny, prawda? — nie mnie, lecz Memnonowi swych myśli?...