Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
X. OLGA: Synu, Kijów obiegli Ci Pieczynhy!
Ty, Kniaziu, cudzej ziemi szukasz i strzeżesz, swojej zaś wyrzekłeś się, ledwo i Mnie nie wzięli stepowcy — Mnie, Twej matki wraz z Twoimi dziećmi!
Lecz ja tam wracam.
Jeśli nie przyjdziesz, nie obronisz — koczownicy wezmą gród o wyzłoconych Mych cerkwiach i Twoich kwietnych rzeźbionych i malowanych kontynach.
Czyż nie żal Ci ojczyzny? ani matki starej, ani małych dzieci?
ŚWIATOSŁAW: Matko moja, cóż Ci powiem? pęknięte mam serce od tej nieszczęsnej miłości... której nie oddam za wszystkie niebiosa!
X. OLGA: Synku, czyż nie masz pięciu żon kniahiń?
ŚWIATOSŁAW: Nie mów o nich!
X. OLGA: ...ale jeszcze Małusza, klucznica moja, która Ci dała synów Lutewoja i Dobrynię, tego młodszego chcę ochrzcić na Włodzimierza!
ŚWIATOSŁAW: Czyń z nim, co zechcesz!
X. OLGA: Przypomnij Twoje praźniki Kupały wraz z 300 nałożnicami w Wyszgorodzie!
Twoje dożynki wraz 300 innemi nałożnicami w Biełgorodzie!
Twoje Noce Jarząbkowe z 200 mołodyciami we wsi Berestowie!...
I mało tego, kazałeś jeszcze przywodzić żony i dziewice, sromocąc je, jak Salomon...
Ja Ci mówię to, abyś wstał od tych zatrutych krwią i ogniem greckim wschodów!
Ty wziąłeś lub jeszcze weźmiesz wszystko od życia — ja wszystkiego już oczekuję tam za grobem. Lecz naród