Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
strzenie nieba i zgłębiałaś szatańską naukę, która mówi, iż ziemia nie jest najważniejszym i jedynym tronem świata —
Ty jedyny miód ciągnąć będziesz z wyschłych pasiek Ojców kościelnych.
Twoje ciało, dumniejsze niż Bogarodzicy, oddasz pod plagi dyscyplin z żelaznymi końcami, zajmując habit ten zarażony trądem, w którym umarł już czwarty pokutnik.
Niech Ci nie da Pan swego miłosierdzia, abyś długo mogła się rozkładać za żywa.
Wiedźcie ją teraz, nabożni czerńcy!
(Ukazuje się dwoje pacholąt za kratami).
PACHOLĘTA: Mamo! gdzie Ty idziesz? nie opuszczaj nas.
B. TEOFANU: Kochajcie, moi synaczkowie, mnie i Słońce, a jeśli trudno będzie Wam to kiedyś wykonać — tylko Słońce.
PACHOLĘ STARSZE: Jak będę Cesarzem, Ty wrócisz na rydwanie.
ŚW. ATANAZY: Choerina — Tobie oddaję opiekę nad młodszym. Kalocyrze — Ty zajmij się wychowaniem starszego.
Trzeba, aby mający się stać władcami rzymskimi, wiedzieli, iż Słońce jest kłamstwem. Włóżcie jej kaptur.
Przykujcie niewolnicę do rydwanu Boga!
CHOERINA: (szeptem) Ty — Wielkie Wszystko — Dionizos — zmartwychwstaniesz —!
B. TEOFANU: (której nagle zarzucają kaptur, nie dając jej spojrzeć w dzieci) Aa!

(Głośny żałobny śpiew chóru. Kiedy przechodzą swym konduktem, straszniejszym niż pogrzeb, z mroku wyłania