Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Czarny płaszcz wodza i purpura gwiaździsta Bazileusa staczają mu się z ramion, jak dwa skrzydła mitycznego bohatera. Teofanu nagi posąg mieni się od świtów. I nagle — jakby ujrzawszy wyrok głębiny nieba, podejmuje czarny płaszcz Nikefor, zakrywa ją nim. Nikefor staje na swym purpurowym).
NIKEFOR: Nie! nikomu z tych co żyją — i nikomu z tych co umarli, nie rozewrzyj bram śpiżowych myśli Twej, unoszącej się nad głębinami świata, na wieki umarłego.
J. CYMISCHES: Żołnierze, zanućcie tryumfalną pieśń! wyjąć miecze z pochew — strzały do cięciw — granaty z ogniem greckim bierzcie do rąk — i dalej, na Bizancjum! przeciw Martwemu Słońcu!
TEOFANU: (do Nikefora) Czemuż Ty nie masz żywego słońca w swej piersi — rzuciłeś na mnie wieczny, zimny cień od swego krzyża!
(Patryarcha idzie ze śpiewającem duchowieństwem — przedświt zalewa krwawymi potokami defilującą armię — jakby olbrzymiego pełznącego smoka.
Rycerz konny Jan Cymisches, zatrzymując się na wzgórzu, złowrogi rzuca cień na Bazilissy postać. W kaplicy od gromnic zapalają się makaty. Błyska surowy Despota-Chrystus mozajkowany. Nikt ognia nie gasi. Muzyka i śpiewy. Szczęk oręża. Niebo zasnuwa się chmurą).