Przejdź do zawartości

Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nad łóżkiem fotografię Rozalii, zasiadał do pracy Powoli, stopniowo, ruch uliczny stawał się coraz głośniejszym, miasto obudziło się ze snu. Od czasu do czasu Ireneusz odkładał pióro i przyglądał się obrazom wiszącym na ścianie. Około szóstej Emilia wchodziła do pokoju. Pomimo licznych zajęć gospodarskich, kochająca kobieta znajdowała codzień chwilę czasu na przepisywanie utworów brata. Za nic w świecie nie zgodziłaby się na to, aby rękopism Ireneusza został oddanym w ręce cenzury lub korektora... Droga, poczciwa Emilia! Jakżeby była szczęśliwą, słysząc grzmot oklasków przygłuszająch ostatnie słowa Coletty!...
O ileż zupełniejszem byłoby szczęście Ireneusza, gdyby sumienie nie wyrzucało mu obojętności dla Rozalii w tej nawet chwili, kiedy kurtyna zapadała wśród oznak namiętnego zapału publiczności!
— Całem sercem winszuję panu powodzenia — pierwsza odezwała się hrabina — widzę już jak wszystkie te panie będą się ubiegały o zaszczyt przyjęcia pana u siebie.
Pomino ogólnej wrzawy, powstałej po ukończeniu przedstawienia, pomimo szelestu sukien i łoskotu odsuwanych krzeseł, Ireneusz mógł słyszeć wyraźnie urywki krzyżujących się rozmów, dowodzące, że słowa powyższe nie były li tylko pochlebstwem uprzejmej pani domu: