Przejdź do zawartości

Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nocy dzisiejszej!... Wiesz pan teraz wszystko... Nie sądziłam, że będę miała siłę — dodała — opowiedzieć do końca... Tak ciężko kobiecie mówić o swojem pożyciu małżeńskiem. Bo widzi pan, to duma domowego ogniska, żeby mąż i żona stanowili jedno, żeby po za nim nie istniało nie dla niej i po za nią nie dla niego... Ale, gdybym nie była powiedziała, zwaryowałabym niechybnie. Zwrócić się do ciotki? nie mogłam. Zna ją pan. Byłaby mnie podraźniła bezwiednie. Mam duszę taką obolałą, taką poranioną!... Pozostał mi tylko pan, bo pan, to jeszcze jakby cząstka mamy.
— Czemu nie mam jej znajomości spraw sercowych! — zawodził d’Andignier, tonem prawdziwej rozpaczy. — Mógłbym ci dopomódz, dać ci radę, tymczasem jestem wzburzony do głębi tem, co mi powiedziałaś... i ja również nic a nic nie rozumiem. Ale, masz słuszność. Twój mąż musi się wytłómaczyć. Mieć za żonę taką kobietę, jak ty — i, patrząc na nią z bolesnym zachwytem, powtórzył: — jak ty i przyprawiać ją o cierpienie! Widzieć ją w stanie, w jakim się znajdujesz i narażać ją na wrażenia podobne, to poprostu zbrodnia i Malclerc będzie o tem wiedział, ja mu to powiem!...
— A ja właśnie chciałam pana prosić — odparła Ewelina głosem błagalnym — żeby pan nie mówił z nim pod wpływem tych uczuć, ale jednak, ażeby się pan z nim widział. Tak — ciągnęła dalej — przyszłam żądać od pana, ażebyś się z nim rozmówił. Gdybym miała jeszcze matkę, albo ojca, poszliby do