Przejdź do zawartości

Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz kto się chwyta potwarzy,
Niechaj baczy, co poczyna.
Bo gdy raz na nią się waży,
Choć potem uciszyć chce się,
Twierdząc, że była przyczyna,
Wątpienie spokój uniesie.
Nie przeto-ż, iż nie wątpiłem,
Że dostateczna jéj wina,
Lecz, że w ten sposób méj zbrodni,
Ogłuszając się, broniłem,
Podniosłem ramię wzburzony
I szpadą na różne strony
Ciąłem; — ostrze zdala od niéj
Krajało jeno powietrze.
Ciało jéj od chusty bledsze
Legło pod krzyżem; ja-m uciekł,
Lecz kiedym wrócił do domu,
Stanąłem, jak rażon od gromu,
Znalazłszy piękną jak zorza,
Gdy niesie słońce na ręku,
Rozmirę; dziecina hoża
Obraz piękności i wdzięku
(Uciecha nieogarniona!)
Leżała u matki łona.
Porodziła dziecię w boru
Tego samego wieczoru
W tém miejscu u krzyża stóp.
A dla jéj zaszczytu, lub
By swojego majestatu
Znamię Bóg pokazał światu,
Nowonarodzone dziecię
Nosiło na piersi krzyż
Krwią i ogniem malowany.
Tłumiła tę rozkosz przecie
Ta okropna pewność, iż
Tam w górach druga istota
Została, bo położnica
Czuła śród bólów żywota,
Iż rodzi dwoje. Ja wtedy...

(Wchodzi Oktawiusz).