Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kapitana do szalonego czynu. Przytem konie Mauricea i Luizy poczuły zbliżenie się towarzysza i zarżały radośnie.
— Ach, kuzyn Kasjusz! — zawołała panienka, zatrzymując swego mustanga. — Gdzież jest ojciec i Henryk?
— Czyżbyś nie wiedziała, Lu?
— Sądziłam, żeś wyjechał razem z nimi na nasze spotkanie. Lecz cóż to? koń twój cały spieniony, jakbyś odbył na nim drogę taką samą, jak my?
— Ciągle jechałem za wami.
— Doprawdy? A ja nie wiedziałam! Dziękuję ci, Kasjuszu. Lecz i ten gentleman dążył za mną i tylko dzięki niemu uniknęłam wielkiego niebezpieczeństwa. Wyobraź sobie ścigał nas tabun dzikich ogierów!
— Wiem o tem.
— Widziałeś, jak one pędziły za nami?
— Nie, widziałem tylko ich ślady.
— I dokąd dojechałeś?
— Do wąwozu.
— A potem?
— Wróciłem.
Odpowiedź kapitana uspokoiła Luizę.




XIX.  Zaczepka.

Nigdy jeszcze tawerny Olddufferyego nie zaszczyciło tak wykwintne i liczne towarzystwo, jak owego wieczoru po pikniku w prerji i polo-