Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

choćby na przypadek spodziewanej wizyty hrabiny. Nie przyjęła zaprosin, powinne więc stać gdzieś nietknięte.
Znalazłem w istocie bochenek czerstwego chleba w salonie, nieodkryty pasztet w formie i nienaruszone konfitury w słoiku, ale wobec takiej masy niespodziewanych dowodów byłem tak rozgorączkowany, że odechciało mi się jeść, pić i spać; oddychałem zaledwie z niecierpliwości, aby tylko coprędzej zasiąść do przeszukania całego biurka. Zapaliłem dwie świece i wziąłem się systematycznie do roboty. Uroczysta cisza panowała nad tą samotnią. Tylko od czasu do czasu daleki łoskot głuchego upadku zwiastował zesuwanie się lawin śnieżnych ze szczytów wyniosłych gór.

XLIX.

W trzech godzinach przeczytałem wszystko — nawet listy pani Flamarande, schowane w osobnej na sztuczniejszy zamek zamkniętej szufladce. Przerachowałem wszystkie znajdujące się tu pieniądze pana Salcéde, dwadzieścia pięć tysięcy franków w biletach bankowych na przekaz zagraniczny i pięć tysięcy w francuskiej i zagranicznej monecie brzęczącej. Pozostawienie tych pieniędzy na takiem pustkowiu świadczyło albo o moralności tutejszej ludności, albo o niedbalstwie właściciela. Jednakowoż Salcéde powinien był więcej dbać o tę kiesę, była ona zapewne zachowana na jakiś nieprzewidziany wypadek, w razie może nagłej potrzeby wyjazdu z dzieckiem albo z hrabiną za granicę. Pieniądze te nie były przeznaczone na zapłacenie tej posiadłości i na wybudowanie tego domku; wszystkie bowiem odnoszące się do tego rachunki znalazłem zapłacone, również jak i kontrakt sprzedaży z gminą w zupełnym porządku. Część lasu na pochyłości Puy Griou należała także do zakupna.