Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zabitą mam głową! Myślisz, że dotąd żyłem nie zapytawszy się samego siebie — kto jest moim ojcem? Ale nigdy myśl uwłaczająca mojej matce nie zaświtała mi w głowie, nigdy nie przypuszczałem, że pan Salcéde kłamie, przysiągłszy mi uroczyście że nie jest moim ojcem. Nie jestem szalonym, wierzę w to, co prawda. A więc ty... nie chcę powiedzieć, że kłamiesz, tylko że ciebie haniebnie okłamano i to wczoraj wieczór dopiero. Musisz mi powiedzieć, kto jest ten oszczerca, zapłacę mu jak na to zasługuje!
„Nic nie odpowiedział, ale ja zgaduję i sądzę, że osoba ta nie jest ztąd daleko.“
Powiedziawszy to Gaston spojrzał na mnie wzrokiem pogardy. Pan Salcéde pospieszył za mnie odpowiedzieć. — Mylisz się, osoba którą oskarzasz, przyniosła mi dziś rano ten dokument — i pokazał mu zeznanie hrabiego Alberta de Flamarande.
Przeczytawszy z największym spokojem i bez żadnego zdziwienia Gaston złożył papier i oddał Salcéde’owi.
— Mów dalej, dla czego nam nie mówisz, gdzie Roger? zapytał Salcéde.
— Bądźcie spokojni, zaraz skończę. Ja byłem rozgniewany, Roger także. Powiedział mi, że ja sam kłamię, że nigdy matki nie podejrzywał, że wmawiam w niego to uczucie. Chciałem odegrać przed nim rolę starszego, on tego scierpieć nie myślał, powiedział, żebym sobie wszystko zabierał prócz jego wolności. Tak przymawiając się ze mną, za każdem słowem zalewał się jakąś jałowcówką, którą mu podano.
— Upijesz się, zawołałem, zaczynasz być złym — i chciałem mu wydrzeć flaszkę, ale trzymał mocno. — Złym odpowiedział, tem lepiej. Byłem dość długo pokorną owieczką, która się strzydz daje, teraz stanę się wilkiem drapieżnym. Czas romantycznych złudzeń już