Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i tylko chłodny wiatr owiewający twarz moją krzepił nieco moje siły. Jedna tylko myśl uporczywa zajmowała cały mój umysł, wypowiadałem ją więc słowami po cichu jak gdybym potrzebował usłyszeć czyjś głos powtarzający ją bezustannie: — Gdybyś był nie podjął się wykonania tego rozkazu, twój pan, który musi być albo człowiekiem okrutnym albo warjatem, byłby nieochybnie zabił to biedne dziecię. Wprawdzie porywasz go matce, ale robisz to dla jego ocalenia; jedź więc, ulegasz tylko konieczności! — I powtarzałem sobie wciąż jak w obłędzie: Ulegasz konieczności!
Zostawiliśmy już za sobą wioskę Loge, która była ostatnią stacją pocztową przed Vierzon, kiedy Zamor zatrzymał się nagle i zrobił takie poruszenie jakby się chciał położyć. Zeskoczyłem z kozła, a gdym mu nozdrza moją chustką od nosa obcierał, natychmiast cała krwią przesiąkła.
Dzwonnica w Vierzon widniała z daleka, spojrzałem na zegarek, wyprzedziliśmy całą jedną godziną czas wyznaczony przez hrabiego. Mogłem więc pozwolić odetchnąć szlachetnemu zwierzęciu i skorzystałem z tej zwłoki aby rzucić okiem na pismo pozostawione mi przez mego pana. Pan Flamarande opatrzył mnie na drogę małym przyrządem, gdybym potrzebował zrobić sobie światło. Pierwsza instrukcja brzmiała w następujący sposób:
„1o W małem oddaleniu od Vierzon zatrzymasz się na pięć minut aby się przebrać, gdyż mógłbyś być poznanym w mieście przez kogo z naszych znajomych. Gdybyś potrzebował zostawić u kogo Zamora, przybierzesz nazwisko Jakóba Le Seuil, zapłacisz za niego z góry i powiesz, że w przeciągu dwóch tygodni przyjdziesz odebrać swojego konia. Drugi ustęp instrukcji odczytasz wtedy, kiedy konie pocztowe będą zaprzężone a ty wsiądziesz do powozu. Mamka