Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdybym był znalazł rodziców musiałbym go oddać a mam interes i przyjemność w wychowywaniu go. Dobrze się stało, że nie byłem nadto ciekawy bo oto przed czterema dniami otrzymałem list, który dam panu przeczytać.
Tu podał mi Michelin mój własny list, a ja chcąc poznać dokładnie jego zamiary zapytałem go, czy obiecaną sumę uważa za dostateczną, aby się podjąć wychowania takiego kaleki.
— Chłopiec wcale nie jest głuchoniemym, odpowiedział mi. Mówi językiem niezrozumiałym dla nas, ale zaczyna bełkotać słowa, których go uczymy, i z pewnością nauczy się prędko bo ma wielkie pojęcie. Jest tylko jeszcze bardzo smutny, i płacze przywołując od czasu do czasu swoją mamę. Ma więc matkę i widzimy po pieniądzach i obietnicach, że nie opuściła go wcale. Mamy w tem własny interes aby się czuł zadowolonym i abyśmy go trzymali jak najdłużej, bo w naszej okolicy gdzie się tak mało na życie wydaje, przyobiecana płaca jest dla nas i dla niego majątkiem...
— A czy dotrzymają wam słowa? Nie obawiacie się by ten bilet tysiącfrankowy nie był jedynem waszem wynagrodzeniem?
— Niech będzie jak się Bogu podoba, panie Karolu. Jeźli nie nadeszlą więcej pieniędzy, będziemy się starać koniecznie wynaleść rodziców albo opiekunów, bo to nasz obowiązek; ale jeźli nam się nie uda wyszukać kogo, to cóż, jesteśmy z ojca na syna ludźmi bez zarzutu. Wychowamy dziecko jak nasze własne, a gdy dojdzie do lat, wyposażymy go jak będzemy mogli najlepiej.
Nie była to przechwałka Michelina — był on człowiekiem zacnym i mającym wiele dobrego serca. Nie był on wieśniakiem takim jak drudzy; ojciec je-