Przejdź do zawartości

Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się gromadziły pod czaszką, a wstyd i bojaźń trzymały je na uwięzi.
Wacek się oddawał tym rozkosznym wybuchom wiośnianej miłości. Zapomniał o kolorze dziewczęcia, powtarzając w duchu jeden wyraz: — Bajeczna!.. bajeczna!..
— Zapomniałam ci na amen, gdzie podzieję tyle pieniędzy, jak je schować. A ratujże mnie, mój Wacusiu...
Wacek obwinął w różową bibułkę pieniądze, odsunął haftowaną koszulkę na gorsie, białe ciałko błysnęło, dziewczę, zarumienione, zasłoniło je ręką — paczkę wsunął za gorset.
— Niedługo będzie więcej pieniędzy — powiedział.
— Więcej?...
— Dużo więcej.
— Będzie i krowa?...
— Musi być krowa, może dwie.
— Na wiosnę, na zieloną paszę bydło bardzo drogie — rzekła Jagusia.
— Stówka wystarczy za jedną?!...
— Wacuś ty stówkami rzucasz, jak ulęgałkami...
— Abom to nie królewicz?...
— Prawda, tyś królewicz, ja biedna dziewczyna, dla której stówka wielgie bogactwo, że go i zliczyć nie może. A czekajże mnie jutro na rogatce, trza nam iść razem przecie na pacierze. Przez drogę będziemy sobie przepowiadać, bo z zalęknięcia łatwo wszystko zabaczyć i gotów ksiądz ślubu nie dać.
— I cóż będzie?
— La mnie śmierć, a ty se potem pojmiesz inną, może księżniczkę!...
Wacek porwał ją w objęcia.
— Nie pojmę żadnej, tylko moją jedyną, ukochaną, moją wiosnę życia, moją poezję i świetlane barwy moich marzeń...